czwartek, 16 marca 2017

Czy Lubitele lubią tele?

Dzisiaj kilka słów o małej, czarnej skrzyneczce prosto z Leningradu. Lubitel 166B, bo o nim mowa, to ciekawe urządzenie. Jest to lustrzanka dwuobiektywowa produkowana w latach 80. w ZSRR. Dwuobiektywowa czyli jaka? Ano taka gdzie przez jeden obiektyw się celuje, a drugim robi zdjęcie. Obiektywy są połączone mechanicznie wiec ruch jednego przesuwa drugi tak, że obydwa szkła mają ostrość w tym samym punkcie. Przynajmniej w teorii. Mam takie dwa i tylko w jednym z nich działa to jak należy.


Główny obiektyw, ten którym robimy zdjęcia, to LOMO T-22 75mm f/4.5. Dość ciemny, o ogniskowej nasuwającej od razu myśli o portretowaniu, dający bardzo przyjemne bokeh. Obiektyw przytwierdzony jest na stałe, musimy radzić sobie z tym co mamy, bo na nic go nie zamienimy.
Dlaczego warto zainteresować się tym sprzętem? Jest jeden podstawowy powód – to aparat średnioformatowy którym zrobimy zdjęcia w kwadracie 6 na 6 cm na filmie typu 120. Ceny sprawnych egzemplarzy wahają się w przedziale 50 -100 zł co sprawia, że to chyba najtańszy aparat średnioformatowy na rynku. Innymi słowy to doskonała okazja by spróbować swoich sił z filmem typu 120 bez wydawania milionów monet.


Co dostajemy za nasze pieniądze? Właściwie niewiele. Szczelne pudło (jak dobrze pójdzie) z obiektywami z jednej strony, otwieraną ścianką z miejscem na film z drugiej i kominkiem do celowania na górze. Oprócz tego uchwyt na akcesoria (niestety nie jest to gorąca stopka), kilka metalowych wichajstrów do ustawiania parametrów i to właściwie wszystko. Z ważniejszych rzeczy zdecydowanie brakuje światłomierza, przyda się jakiś zewnętrzny. A, w zestawie zazwyczaj jest jeszcze gustowny futerał, zrobimy ze skajki-niepękajki (chyba) i cienki, twardy jak podeszwa pasek mocowany na uszach tak metalowych, że można wyginać je palcami.


Skoro wzmianka o kominku już się pojawiła chciałbym dodać co nieco. Obiektyw przez który celujemy to bodajże f/2.8, więc jest dość jasno, kominek pokrywa jakieś 80% kadru, no i mamy paralaksę (czyli widzimy nie do końca to co „widzi” aparat robiąc zdjęcie bo obiektywy nie znajdują się dokładnie w tym samym miejscu). Kadrowanie i ostrzenie Lubitelem to wyzwanie. Kominek został wyposażony w dodatkową lupę która trochę pomaga. Ale nie bardzo.


Gderam i gderam więc jaka w końcu jest odpowiedz na pytanie „czy warto?” Warto. W niewielkim budżecie mamy okazję spróbować fotografii średnioformatowej, a obiektyw LOMO potrafi mile zaskoczyć (mnie nie, ale kogoś kto wie co robi już tak). To ciekawa przygoda. 12 zdjęć na jednej rolce wymusza dokładność, nie ma mowy o przypadkowych kadrach. Obsługa aparatu jest bardzo pierwotna – przesuwamy metalowy pierścień i dzieją się rzeczy. Mi się to podoba. Kadrowanie i ostrzenie wymaga praktyki, ale Internet pełny jest dowodów, że się da i że wychodzi to dobrze. 


Wydaje mi się, że ten aparat należy traktować w kategoriach ciekawostki, takiej wersji demonstracyjnej tego co potrafi średni format. Wiem, że po przygodzie z Lubitelem przynajmniej raz w miesiąca wracam do zastanawiania się czy może jednak nie potrzebuję w życiu Pentacona Six czy innego Kieva 60/80 (czyli któregoś z najpopularniejszych średnioformatowców).



Wszystkie zdjęcia z Lubitela obecne w tym wpisie zostały wykonane na Fomapanie 100, wołanym w Ilfotecu LC29 i zeskanowane lustrzanką.

Tak na marginesie – w sieci można znaleźć projekt uchwytów pozwalających założyć w Lubitelu (i innych aparatach pewnie też) film 35 mm. Wystarczy wydrukować w 3D i używać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz