Dzisiaj kilka słów o małej, czarnej skrzyneczce prosto z
Leningradu. Lubitel 166B, bo o nim mowa, to ciekawe urządzenie. Jest to
lustrzanka dwuobiektywowa produkowana w latach 80. w ZSRR. Dwuobiektywowa czyli
jaka? Ano taka gdzie przez jeden obiektyw się celuje, a drugim robi zdjęcie.
Obiektywy są połączone mechanicznie wiec ruch jednego przesuwa drugi tak, że
obydwa szkła mają ostrość w tym samym punkcie. Przynajmniej w teorii. Mam takie
dwa i tylko w jednym z nich działa to jak należy.
Główny obiektyw, ten którym robimy zdjęcia, to LOMO T-22
75mm f/4.5. Dość ciemny, o ogniskowej nasuwającej od razu myśli o
portretowaniu, dający bardzo przyjemne bokeh. Obiektyw przytwierdzony jest na
stałe, musimy radzić sobie z tym co mamy, bo na nic go nie zamienimy.
Dlaczego warto zainteresować się tym sprzętem? Jest jeden
podstawowy powód – to aparat średnioformatowy którym zrobimy zdjęcia w
kwadracie 6 na 6 cm na filmie typu 120. Ceny sprawnych egzemplarzy wahają się w
przedziale 50 -100 zł co sprawia, że to chyba najtańszy aparat średnioformatowy
na rynku. Innymi słowy to doskonała okazja by spróbować swoich sił z filmem
typu 120 bez wydawania milionów monet.
Co dostajemy za nasze pieniądze? Właściwie niewiele.
Szczelne pudło (jak dobrze pójdzie) z obiektywami z jednej strony, otwieraną
ścianką z miejscem na film z drugiej i kominkiem do celowania na górze. Oprócz
tego uchwyt na akcesoria (niestety nie jest to gorąca stopka), kilka metalowych
wichajstrów do ustawiania parametrów i to właściwie wszystko. Z ważniejszych
rzeczy zdecydowanie brakuje światłomierza, przyda się jakiś zewnętrzny. A, w
zestawie zazwyczaj jest jeszcze gustowny futerał, zrobimy ze skajki-niepękajki
(chyba) i cienki, twardy jak podeszwa pasek mocowany na uszach tak metalowych,
że można wyginać je palcami.
Skoro wzmianka o kominku już się pojawiła chciałbym dodać co
nieco. Obiektyw przez który celujemy to bodajże f/2.8, więc jest dość jasno,
kominek pokrywa jakieś 80% kadru, no i mamy paralaksę (czyli widzimy nie do
końca to co „widzi” aparat robiąc zdjęcie bo obiektywy nie znajdują się
dokładnie w tym samym miejscu). Kadrowanie i ostrzenie Lubitelem to wyzwanie.
Kominek został wyposażony w dodatkową lupę która trochę pomaga. Ale nie bardzo.
Gderam i gderam więc jaka w końcu jest odpowiedz na pytanie
„czy warto?” Warto. W niewielkim budżecie mamy okazję spróbować fotografii
średnioformatowej, a obiektyw LOMO potrafi mile zaskoczyć (mnie nie, ale kogoś
kto wie co robi już tak). To ciekawa przygoda. 12 zdjęć na jednej rolce wymusza
dokładność, nie ma mowy o przypadkowych kadrach. Obsługa aparatu jest bardzo
pierwotna – przesuwamy metalowy pierścień i dzieją się rzeczy. Mi się to
podoba. Kadrowanie i ostrzenie wymaga praktyki, ale Internet pełny jest
dowodów, że się da i że wychodzi to dobrze.
Wydaje mi się, że ten aparat należy
traktować w kategoriach ciekawostki, takiej wersji demonstracyjnej tego co
potrafi średni format. Wiem, że po przygodzie z Lubitelem przynajmniej raz w
miesiąca wracam do zastanawiania się czy może jednak nie potrzebuję w życiu
Pentacona Six czy innego Kieva 60/80 (czyli któregoś z najpopularniejszych
średnioformatowców).
Wszystkie zdjęcia z Lubitela obecne w tym wpisie zostały wykonane na Fomapanie 100, wołanym w Ilfotecu LC29 i zeskanowane lustrzanką.
Tak na marginesie – w sieci można znaleźć projekt uchwytów pozwalających założyć w Lubitelu (i innych aparatach pewnie też) film 35 mm. Wystarczy wydrukować w 3D i używać.
Tak na marginesie – w sieci można znaleźć projekt uchwytów pozwalających założyć w Lubitelu (i innych aparatach pewnie też) film 35 mm. Wystarczy wydrukować w 3D i używać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz